Człowiek jest istotą stadną. Fakt niepodważalny. To, jak się w tym stadzie odnajduje, nie jest już jednak tak jednoznaczne. Co, kiedy nasza potrzeba bycia w gromadzie jest tak silna, że nie wierzymy, że można świetnie spędzać czas sam na sam ze sobą?
Silna potrzeba towarzystwa często wynika z chęci dzielenia się – w myśl zasady „w kupie zawsze raźniej.” Gorzej, jeżeli korzenie takiego podejścia sięgają głębiej i wynikają z tego, że nie czujemy się dobrze sami ze sobą albo wręcz siebie nie lubimy.
Ale co znaczy czuć się ze sobą dobrze? Czuć się swobodnie we własnym towarzystwie, tak jak się czujemy (bądź nie) swobodnie z innymi osobami. Kiedy nie uciekamy przed nimi, nie szukamy miliona wymówek, byle się z nimi nie spotkać, nie oceniamy ich nieustannie, jesteśmy wobec nich wyrozumiali, a nade wszystko nie boimy się, gdy między nami zapada (niezręczna) cisza. Możemy poznać, że jest nam z kimś dobrze, gdy nie boimy się ciszy. A co daje cisza, gdy jesteśmy sami?
Usłysz ciszę i sięgnij do korzeni
Szerszą perspektywę. Kiedy świat dookoła nas milknie, a w pobliżu nie ma nikogo, na kim moglibyśmy skupić uwagę, zaczynamy przyglądać się temu, co w nas głęboko drzemie. Nie chodzi tu o życiowe rozkminy, ale o tak prostą sprawę, czy się ze sobą… nudzimy. Może w samotności nie umiemy (bo nigdy nie próbowaliśmy) znaleźć sobie zajęcia, które nas zaabsorbuje, rozwinie, pozwoli spędzić czas z poczuciem, że był on dobrze wykorzystany, czyli w jakimś stopniu nas ubogacił? W ciszy zaczynamy słyszeć własny głos. Czy podoba ci się to, co mówi twój?
Pierwsze kroki – jak dalekosiężne?
Jak postępować, gdy do tej pory skutecznie unikaliśmy słuchania tego, co w nas woła. Można pójść na całość i zafundować sobie od razu skok na głęboką wodę, czyli weekend w jakiejś głuszy, bez internetu i telefonu. Ten sposób czasem polecają terapeuci, bo wybija nas z codziennego rytmu i wymusza quality time z samym sobą.
Jeżeli wizja kilku dni bez kontaktu ze swoim codziennym światem wydaje ci się zbyt ekstremalna, zawsze możesz zastosować półśrodki. Spróbuj na jeden dzień zmienić nawyki – pozostań w swoim środowisku, ale unikaj tłumów, sklepów, hałasu, a zamiast tego znajdź przestrzeń, w której bezpiecznie przyjrzysz się samej sobie. Potem niech to będzie na przykład cały samotny weekend, a może nawet urlop. Będziesz wtedy mogła z całym przekonaniem stwierdzić, czy siebie lubisz.
Ale ja nie chcę być narcyzem!
Poświęcanie uwagi naszemu „ja” nie uczyni z nas samotników ani egocentryków. Fundamentem do budowania zdrowych relacji jest wszakże znajomość samego siebie. Samotny weekendowy wypad w głuszę to przecież nie norma, ale doraźny sposób na wyciszenie. Na co dzień wystarczy, że pięć minut przed snem albo w drodze do pracy (ale nie wtedy, gdy prowadzimy auto) wyłączymy się na moment z otoczenia i skierujemy uwagę do wnętrza.
A co, gdy nie podoba się nam to, co słyszymy? Kiedy czujemy, że nie do końca coś tam gra? Najgorszą rzeczą jest to zagadać i uciec. Najlepszą – zmierzyć się z przyczynami takiego stanu. Często – a i owszem – na terapii. Ale to temat na osobne rozważania.
Czas na zmiany jest zawsze dobry
Kiedyś nie potrafiłam sama iść do teatru ani kina, choć od zawsze lubiłam wyłączać się z otoczenia i słuchać własnych myśli. Lubię siebie, po prostu. Jednocześnie jednak stale się siebie uczę. Czasami bywam dla siebie zbyt surowa, wręcz okrutna. I kiedy myślę, że osiągnęłam już jakiś cel w relacji z samą sobą, okazuje się on jedynie etapem w drodze do kolejnego. Dopiero niedawno odkrywam, że chodzenie samej na różne występy sprawia mi przyjemność. Dawniej unikałam tego jak ognia, teraz szukam koncertów i spektakli, na które mogłabym pójść sama. Jestem przykładem, że naprawdę można – nawet po latach – nauczyć się miło spędzać czas nie tylko na słuchaniu własnych (ważnych) myśli, ale też na samotnej rozrywce. Jakie twoje horyzonty się poszerzą, gdy też tego spróbujesz?
Sprawdź również: Życiowe plany i zmiany. Po prostu to zrób!