Gdzieniegdzie sąsiedzkie społeczności są zżyte i popołudniami robią pikniki na własnych podwórkach. Trochę jak kiedyś, gdy kumple wołali z dołu: „Ania, wychooodzisz?”, a ty biegłaś na złamanie karku po schodach, żeby potem wrócić na mamine: „Anka, obiad”. Cóż nam zrobiła dorosłość, że zamiast się zbliżać, powolutku się oddalamy, sąsiadów znając tylko z przelotnego „dzień dobry”? Jak te relacje poprawić lub zbudować?