Wielu co bardziej konserwatywnie nastawionych rodziców obawia się utraty pola manewru w sprawie karania dzieci. I o ile dobrze, że pole to zostało zawężone, o tyle kąt pozostaje kątem: jest prosty i skuteczny.
Jakoś tak się na świecie składa, że zupełnym przypadkiem każda walka klas zaostrza się w miarę postępowania. I tak niby-bezstresowe wychowanie jest dziś często krytykowane, za to rzadko spotykane, a jednak jakiekolwiek formy karania dzieci bywają potępiane równie głośno. Ich krytycy posuwają się do kilku zabawnych argumentów.
Przede wszystkim, że to średniowiecze. Tymczasem gdyby ktokolwiek z nich znał historię i zechciał wyciągnąć z niej wnioski, zauważyłby, że w średniowieczu czegoś takiego jak wychowanie dzieci w ogóle nie było. Pojawiło się ono mniej więcej w XVIII wieku, ale i to były dopiero początki. Na dobrą sprawę ludzkość uważa dzieci za dzieci (a więc punkt wyjścia dla przyszłych dorosłych) dopiero od jakichś dwustu lat i od tego czasu przeszła długą drogę – od wybitnych pedagogów, jak Janusz Korczak i Maria Montessori, przez kaski do raczkowania i miękkie maty na placach zabaw po lokalizatory GPS.
Od Arystotelesa do Superniani
Mówią, że karny jeżyk” (określenie z „Superniani” Doroty Zawadzkiej) to wychowanie behawioralne, które rodzice przeprowadzają bez odpowiednich kwalifikacji, bo ma je tylko psycholog dziecięcy. Tyle, że instytucję psychologa dziecięcego wynaleziono prawie dwa i pół tysiąca lat po tym, gdy Arystoteles objął pozycję nauczyciela Aleksandra Macedońskiego, a trudno się oprzeć wrażeniu, że jakoś nasze czasy w takich Aleksandrów obfitują jakby mniej, a w psychologów wprost przeciwnie. No ale może to przypadek, w końcu przypadki się zdarzają. Stąd eskalacja żądań. Skoro wiemy już, że kary cielesne są złe (bo są), to w dalszej kolejności uznamy, że złe jest stawianie do kąta.
To oczywiście prawda, kary są stresujące. Może też (ale nie musi) być prawdą, że kara polega na warunkowaniu. Jeśli dziecko nie wie, za co zostało ukarane, zapewne się tego nie domyśli. Spustoszenie w jego psychice może zaś spowodować to, że zostanie ukarane za coś, na co nie ma wpływu, na przykład za swoje uczucia.
Karanie dzieci a Kontr-bezstresowe wychowanie
Zjawisko, które nazywamy życiem, polega właśnie na tym, że ciągle jesteśmy do czegoś zmuszani. Dzisiejsi, przeważnie domorośli, pedagodzy, wyrzekają się na przykład pozornych wyborów: „Wolisz założyć czerwone czy zielone skarpetki?”. Ale życie to przecież pasmo pozornych wyborów („Wolisz oddać 1% podatku na organizację pożytku publicznego czy fiskusowi?”) i kiedyś dziecko musi się tego nauczyć. Stawianie w kącie podnosi poziom stresu, ale kiedy dziecko ma się do niego przyzwyczaić? A kiedy do wymogów, które ktoś mu w końcu postawi?
Oczywiście dziecko musi być zdolne pojąć zależność między swoim działaniem a jego konsekwencją, a także przestrzegać skali kary. Przy karze kąta mówi się: ile lat, tyle minut. „Nie wyjdziesz z kąta, zanim nie przeprosisz” jest złą taktyką, bo uczy łamać zasady z myślą, że zawsze można przeprosić. A to nie zawsze wystarczy, co również wiesz jako dorosły.
Ocal w sobie mądre zasady wychowania, czytaj Korczaka i przestań przeglądać internetowe fora dla rodziców. Może w ten sposób doczekamy się edukacyjnej kontrrewolucji.
Sprawdź również: Wstyd. Chronić przed nim dziecko czy pozwalać na jego czucie?