Morsowanie może być dla ciebie terapią. Hartowaniem ciała. Albo ducha. Hołdem dla przodków, którzy zostali w tajdze, w wiecznym zimnie. Na mrozie co prawda niektóre męskie rzeczy się kurczą, ale jeśli próbujesz uznać, że to symboliczne, to odpuść. Zaprzyjaźnij się z lodem i chłodem.
Choć to, że morsowanie stało się jakiś czas temu nowym crossfitem, czyli insta-fit-modą, mogło cię zrazić, poszukaj w sobie morsa, bo to przyjemne z pożytecznym. Oczywiście byłoby dobrze stać się morsem na dłuższą metę, ale jeśli nie masz takiego zamiaru, przynajmniej spróbuj, żeby wiedzieć, o co w tym całym morsowaniu chodzi.
Hartowanie ciała i ducha w lodowatej wodzie
Kąpiel morsa nie jest tak niebezpieczna, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście jeśli schładzałeś się kiedyś po saunie, już wiesz, że to uczucie bliskie zatrzymaniu akcji serca, ale jeśli nie masz problemów kardiologicznych, możesz to robić w miarę bezpiecznie i nie musisz mieć żadnej specjalnej zaprawy. Lodowatej kąpieli towarzyszy znaczne przyspieszenie akcji serca i gwałtowne obkurczenie naczyń krwionośnych przy samej skórze, które spowolni wymianę ciepła z otoczeniem. To wyrzut adrenaliny i zastrzyk endorfin – po wyjściu czujesz się twardzielem i poprawia ci się humor. W tym sensie morsowanie rzeczywiście hartuje i ciało, i ducha.
Rozgrzewka w przerębli
Oczywiście bycie morsem nie zmienia faktu, że można dostać przykrej w skutkach hipotermii, dlatego kąpiel powinna być krótka. Zacznij od rozgrzewki: truchtu i rozciągania. Ciało powinno być rozgrzane. W saunie tę funkcję pełni kąpiel parowa, a w przypadku naprzemiennych pryszniców – ten gorący. W ramach rozgrzewki możesz też wyciąć w lodzie przerębel (jeśli morsujesz już na poważnie, w zamarzniętej wodzie). Najłatwiej wchodzić do wody niezbyt gwałtownie, na przykład łagodnym zejściem do jeziora lub morza. Spokojnym krokiem. I najłatwiej, kiedy różnica temperatur jest naprawdę duża. Wtedy to działa. Dopóki nie ustalisz swojego rytmu, dopóty stosuj krótkie półtora-, góra dwuminutowe kąpiele. Ale zawsze więcej niż jedną. Druga kąpiel jest przyjemniejsza, ale bariera psychiczna może być trudniejsza do pokonania, bo już wiesz, co cię czeka.
Morsując, powoli ochłoń
Po opuszczeniu wody po raz pierwszy wytrzyj się dokładnie albo poczekaj do wyschnięcia. To powolna rozrywka. Choć w wodzie spędzasz kilka minut, cała sesja potrafi zająć pół dnia. Kiedy będziesz już suchy, wróć do rozgrzewki, rozciągania, gimnastyki. Nie oszczędzaj czasu, możesz poświęcić na to choćby i godzinę. A wtedy z powrotem do wody na dwie, trzy minuty. Kiedy wyjdziesz, świat będzie piękny, a ty kuloodporny – przynajmniej dopóki adrenalina nie zejdzie.