Zaczyna się od kropelki, potem jest butelka, kolekcja butelek… Później jest kilka ulubionych koktajli, a do każdego potrzeba kilku składników, trzeba więc kupić shaker i miarkę… I bach! Ani się orientujesz, a zaczynasz pożądać domowego baru. Jak go skomplementować? Działaj krok po kroku.
Domowy bar jest świetnym sposobem na zaimponowanie znajomym, którzy chętnie skorzystają z twoich zasobów. Oczywiście mogliby od czasu do czasu przynieść jakąś flaszkę dla podreperowania twojego budżetu, ale czy ktoś z nich w ogóle się na tym zna? Potrafią tylko kupić „czystą” albo zwykłą whisky, więc prędzej czy później skończysz spłukany, z domowym barem pełnym Ballantinesów i czerwonych Jasiów, tudzież asortymentem czyściochy w zamrażarce. Ale lans zostanie.
Domowy barek – co kupić? W co się aopatrzyć?
Stwórz więc listę najpotrzebniejszych rzeczy. Dobierz ją pod kątem preferencji, ale nie czarujmy się – jakie można mieć preferencje? Zacznij od ginu London dry, wermutu – białego do martini i czerwonego (razem z campari) do negroni, amerykańskiej żytniej whiskey, szkockiego blenda, rumu i przyzwoitej wódki. Na absynty, white dogi, metaxę, sambukę i genever będzie czas później, zresztą załóż, że nauczysz się z czasem. Będziesz potem z przerażeniem patrzył, jak poziom trunków obniża się w zastraszającym tempie… Ale przecież nie jesteś terapeutą środowiskowym, żeby patrzeć z lękiem na alkohol.
Żeby bar funkcjonował jak należy, musi mieć gotowy lód. Ten w kostkach (a słowami „kostka lodu” nie należy opisywać małych, mętnych kwadracików wielkości kciuka z przegotowanej wody), kruszony oraz w bloku.
Syropy – co najmniej biały i grenadyna, ale bez syropu imbirowego nie zrobisz przecież penicyliny. Świeża mięta – do wszystkiego. Bazylia – do gin basil smash. Tony cytryn i limonek. Woda gazowana, tonik, piwo imbirowe. Nie zapomnij o przyprawach – to drobiazgi, które robią różnicę. Obowiązkowy bitter (ziołowa przyprawa w płynie) angostura, sos worcestershire i tabasco.
Czy twój domowy bar ma menedżera, który będzie pilnował świeżych dostaw? Czy ma rotację, która umożliwi bieżące zużywanie zasobów? Pocieszające, że przynajmniej oliwki w zalewie nie psują się zbyt szybko, a tonik w małych butelkach nie straci gazu.
No to w porządku, bar masz zaopatrzony. A to dopiero początek. Szkło: co najmniej szklanki typu tumbler (niskie, tzw. whyskaczówki), highball (wysokie szkło do long drinków) i trójkątne w przekroju kieliszki do martini, bez których ten drink po prostu nie jest sobą. I koniakówki, jedne z najważniejszych kieliszków do picia w czystej postaci tego, co warto pić w czystej postaci.
A teraz hardware. Jasne, że w pierwszej kolejności kupisz shaker. I zapewne popełnisz błąd, bo to wcale nie tak często używane narzędzie. Koktajle z mocnych alkoholi lepiej mieszać na lodzie w szklanicy barmańskiej, a drinków z napojami gazowanymi i tak nie wstrząśniesz.
Oto klucz do idealnego baru w twoim domu
Najważniejszym elementem baru i tak są miarki, bo dzięki nim wyznaczasz proporcje. A proporcje w miksologii to rzecz najważniejsza. Wyposaż się w kilka miarek, które dają dobry przegląd występujących w przepisach objętości. Kup sitko, lejek i nalewaki do butelek – dzięki nim będziesz mógł przechowywać na podorędziu duże ilości soku z cytryny i przygotowanego syropu – a jedno i drugie razem to whisky sour bez wysiłku.
I na końcu mebel. Wiadomo, każdy chciałby mieć kontuar, stołki barowe, regał z butelkami i osobne zamrażalnik, lodówkę i zlew. Ale większość z nas nie może. Dlatego zapamiętaj, że najważniejszy jest blat, na którym wszystko przygotowujesz. Wydziel kawałek blatu kuchennego i rozmieść tam półki i półeczki na poszczególne butelki, polepszacze i akcesoria.
Z czasem i tak wszystko ci przejdzie. Po cyklu imprez inaugurujących bar zorientujesz się, że to, co zostaje, to sitka, wyciskacze do cytryn i łyżeczki barmańskie, a uzupełnianie butelek wciąż wymaga niemałych pieniędzy. I jeszcze zauważysz, że pewne z nich (bourbony i giny) pustoszeją w ciągu jednego wieczora, a likier pomarańczowy, wódka infuzowana anchois i anyżówka są gotowe dożyć emerytury nietknięte i w dobrym zdrowiu. I to będzie ostateczny argument: dopóki nie jesteś Blakiem Carringtonem, dopóty domowy bar jest po to, żeby wydać w ciągu wieczora kilka szklanek kilku ulubionych koktajli. A jeśli chcesz odkryć poezję nieznanego dotąd smaku, odżałuj te parę złotych i idź tam, gdzie pracują dobrzy barmani. Oni też muszą z czegoś żyć.
Sprawdź również: Sabraż, czyli szablowanie. Jak otwierać szampana?