Im bardziej obowiązującym standardem będzie kombinowany głośniczek pseudostereo z wyjściem na telefon albo modułem bluetooth, tym bardziej rasowe i – nie bójmy się wyrażania uczuć – zajebiste będą wzmacniacze lampowe z bebechami na wierzchu.
Tak, wiem. Dziś za 20 zł miesięcznie można mieć mobilny dostęp do niemal całej światowej bazy muzyki, od Bacha do Boba Dylana, od Czajkowskiego do Lil Nas X. A teraz wyobraź sobie, że przychodzi do ciebie w gości miła niewiasta i już od progu wykrzykuje: „Ale masz bajerancką stację dokującą do iPhone’a!”. Albo kolegę z pracy zazdroszczącego ci hipsterskiego odtwarzacza mobilnego. No, to teraz pogadajmy poważnie.
Nie-nerdowe zestawy hi-fi
Hi-fi. Nie żaden tam radiobudzik do sypialni, ale też niekoniecznie wyposażenie snobistycznej sali odsłuchowej w rezydencji jakiegoś kalifornijskiego buraka. To świetny bajer i jak wszystkie inne świetne bajery powoli przestaje być użyteczny, łatwo go zastąpić, ale dalej wygląda męsko i rasowo. Całkiem nerdowo jak na nie-nerda i całkiem nie-nerdowo jak na nerda. Tak w sam raz. Zacznij kupować taki zestaw odpowiednio wcześnie, bo później nie będzie już okazji. Ożenisz się, doczekasz dzieci i priorytety się zmienią: nowe futro, nowe pięcioletnie niemieckie auto w kombiku i w dizelku, nowy włoski wózek dziecięcy. Nigdy później nie będziesz miał więcej kasy na zachcianki, pomyśl o tym. I kupuj rzeczy ponadczasowe.
Od czego zacząć wybór sprzętu grającego?
Od gustu muzycznego. Jest na świecie olbrzymia grupa ludzi, którzy przywiązują tak wielką wagę do jakości dźwięku, że w ogóle nie mają czasu słuchać muzyki, a co dopiero mieć jakieś w tym względzie preferencje. Nazywamy ich audiofilami. Audiofile używają muzyki jako wartości referencyjnej do porównywania sprzętu, a cały cywilizowany świat używa audiofilów jako wartości referencyjnej do porównywania najbardziej idiotycznych hobby, jakie istnieją. A więc zacznij od mantry: sprzęt jest do słuchania muzyki.
Ile zapłacić za porządne głośniki?
Po trzecie — wydaj dwie trzecie na kolumny głośnikowe. Podłogowe albo na podstawkach, jakiekolwiek. Mają być najdroższym elementem całego zestawu, bo po prostu są najważniejsze dla jakości muzyki. Wybierając je, rozważ tzw. bazę stereofoniczną, czyli odległość między oboma głośnikami w docelowym ustawieniu. Kieruj się roztropną zasadą, że wielkie głośniki nie zastąpią ci wielkiego salonu, więc małe powinny wystarczyć. Wybierając sprzęt, możesz poprosić o pomoc sprzedawcę w specjalistycznym sklepie, ale – uwaga – on może być audiofilem. Jeśli więc usłyszysz od niego, że zamiast tego kabla głośnikowego równie dobrze sprawdzi się gumka od majtek, albo podobny tego typu zwrot, nie miej wątpliwości. Stoi przed tobą audiofil. Może wyglądać zupełnie normalnie, ale bądź pewien, że w środku jest małym, pryszczatym, krótkowzrocznym kujonem, który dostaje zadyszki, kiedy sięga do kredensu po chrupki. Byłby kimś takim także na zewnątrz, ale zamiast do świata Linuksa trafił przypadkiem do świata hi-fi. Stosunek do kabli głośnikowych jest bowiem papierkiem lakmusowym audiofilstwa. Jeśli chcesz czuć się trochę lepiej, kup drugie najtańsze. Złote końcówki mogą mieć sens, bo nie pokryją się patyną ani rdzą, ale na tym koniec. Kable dla audiofilów produkuje się dlatego, że audiofile istnieją. I już. Nie trzeba płacić tysiaka za metr kabla, jeśli nie jest to element twojej audiofilskiej tożsamości.
Sprawdź również: Czy biohacking to sposób na lepsze życie?