Spacer z córką. Tak jak niegdyś ja dziarsko kroczy po falochronie, trzymając mnie bezpiecznie za rękę. Jest nam wesoło. Przechodzący starszy człowiek rzuca pełne dezaprobaty spojrzenie i cedzi przez zęby: „Co za matka. Zdejmie ją pani, zanim spadnie”.
Oczywiście całe piękne popołudnie przez moment nadawało się do wyrzucenia na śmietnik. Pan postanowił rzucić we mnie niezbędną w jego ocenie radą dotyczącą wychowania mojego dziecka, która wzburzyła mnie na ładnych kilkadziesiąt minut. Nie potrzeba jednak obcego, zgryźliwego człowieka, który przechodzi i waszym kosztem postanawia wyleczyć swoje kompleksy. Tony dobrych rad spadają na nas zewsząd każdego dnia, również od życzliwych nam osób. W jaki sposób ich słuchać, kiedy jesteśmy osobami wrażliwymi? Co zrobić, by przynosiły nam pożytek, a nie szkodę?
Kiedy rady innych są życzliwe
Nie można zaprzeczyć, że niektóre udzielane nam rady są zdecydowanie życzliwe. Do tego często naprawdę dobre. Takich podpowiedzi możemy wysłuchać bez lęku i z otwartym sercem. Nie musimy, rzecz jasna, całkowicie się do nich stosować, ale nawet niewykorzystana wartościowa rada może pomóc nam uchwycić nasz problem z innej perspektywy. Takie wskazówki nie naruszają naszej wolności i niejednokrotnie wracamy do nich przy okazji innych wyzwań życiowych.
Kiedy porady dotykają tego, co boli
Zdarza się, że osoby, które są nam bliskie, czują się bezradne, widząc, że jest nam ciężko. Swoimi radami chcą tak naprawdę pomóc sobie, wyrażając smutek, żal i niepokój związany z ich poczuciem bezradności wobec naszej sytuacji. Nasza reakcja jest wtedy zwykle albo obronna, albo wręcz agresywna. Dobrze jest jednak wyciszyć buzujące emocje i zawczasu przejąć inicjatywę w takiej rozmowie. Pamiętaj, z bólem masz prawo rozprawiać się na własnych zasadach. I mądrze jest to wiedzieć.
Kiedy doradcy stają się natarczywi
Czasami dający nam „dobre” rady, których nie potrzebujemy, nie dają za wygraną. Możemy wtedy w sposób grzeczny dać im do zrozumienia (czasem nawet kilka razy), że nie jesteśmy zainteresowani ich poradami albo że są one dla nas krzywdzące. A co robić, gdy nasz rozmówca i tak będzie, mówiąc kolokwialnie, „cisnąć dalej”? Czasami nie ma innej rady i w celu ochrony własnego dobrostanu trzeba odłożyć na półkę wrodzoną grzeczność. Nie musimy od razu po chamsku przerywać rozmowy. Dobrze jest jednak wyćwiczyć w sobie asertywność i mieć odwagę, by zdobyć się na definitywne przerwanie potoku rad, które nam szkodzą.
Kiedy porady są zwyczajnie wredne
Najgorzej jest z wrednymi radami. Bo chociaż doskonale wiemy, że miały nam dopiec, często są nam serwowane w momencie naszej słabości, więc chcemy czy nie, w jakimś stopniu załażą nam za skórę, niczym piach. O takich radach najlepiej w ogóle zapomnieć i zaufać intuicji, która podpowiada, że nie mają one do nas zastosowania. Bywa to trudne, ale z czasem odzyskamy pełnię równowagi.
Zachowuj bezpieczną otwartość
Największą sztuką jest znaleźć złoty środek. Nie musimy każdej osoby udzielającej nam rad traktować jak wyroczni, ale też nie traktujmy jej jak wroga. Czasami dobrze skorzystać z cudzej perspektywy. Będziemy mądrze słuchać cudzych rad, jeśli nie zatracimy w nich siebie. Sposób, który sprawdził się u bliskiej nam osoby, niekoniecznie musi całkowicie przełożyć się na naszą sytuację. Warto jednak poddać go pod rozwagę. Należy też pamiętać, że mamy prawo, a wręcz obowiązek, bronić siebie, gdy czyjeś rady kłócą się z naszą wewnętrzną intuicją i przekonaniem.